środa, 4 lutego 2015

Rozdzial 1

**L**
-Laura! - z moich rozmyśleń o szkole, wyrywa mnie chłopięcy głos. Postanawiam w końcu zwlec się z łózka i pójść do salonu. Gdy tam wchodzę zauważam na stoliku dwie herbaty i talerz z kanapkami.
-Dziękuję, kochany jesteś. - przytulam brata, a po chwili biorę kęs śniadania.
Biegnę ubrać się, gdy tylko spoglądam na zegarek. Jest 8:40 i zaraz muszę pojawić się w szkole. Założyłam czarne, obcisłe spodnie i zwykły biały top, bez rękawków, zarzucając na niego długi, kremowy sweterek. Włosy spięłam w nieeleganckiego kucyka, który swobodnie opadał na moje plecy. Nałożyłam szybko róż na policzki, tusz do rzęs i trochę eyelinera. Przejrzałam się ostatni raz w lustrze i dostrzegłam, że o czymś zapomniałam. Nie założyłam kolczyków. Szybko podeszłam do szufladki i wyjęłam moje ulubione w kształcie serduszek w kolorze różowym.
Pożegnałam się z Kasprem i wybiegłam z domu. Zegarek wskazywał 8:55 . Świetnie. Na pewno się spóźnię. Idę co raz szybciej, a gdy skręcam w wąska uliczkę, zauważam budynek szkolny. Zaczynam szybko biec, by tylko zdarzyć na lekcje języka angielskiego. Otwieram drzwi szkoły i uderza mnie w twarz zapach. Zawsze taki sam, nutka cynamonu i płyn do mycia okien. Idąc do szatni, zauważam Oksanę, rozmawiająca z kimś. Brunetka szybko podchodzi do mnie i splata nasze ręce.
-Tęskniłam. Mam dla Ciebie dobra nowinę. - uśmiecha się szeroko, na co ja przytakuje. Wciąż nie mogę unormować oddechu po moim krótkim biegu. Po chwili Oksana znika. Pewnie poszła z kimś. Przyjaźnimy się od podstawówki. Teraz w liceum dalej nasza znajomość rozkwita, ale przyzwyczaiłam się, ze zna ja cala szkoła. Dosłownie.
Zmieniłam swoje buty z czarnych, skórzanych kozaków w szaro-różowe New Balance. Opuszczając szatnie, chwyciłam swoja torbę.
  Na lekcje zdążyłam punktualnie. Usadowiłam się z Oksaną w "naszej" ławce.
-O co chodziło? - pytam się dziewczyny, gdy nauczyciel przygotowuje wszystko do lekcji. On jest niezorganizowany za każdym razem...
-Powiem Ci po lekcjach, lekcja się zaczyna. - uśmiecham się do dziewczyny, gdy ta puszcza mi oczko.
-Dzisiaj będzie ekologicznie, czyli materiały do przetwarzania i kontenery. Zapiszcie sobie temat. - nauczyciel przemówił, a ja z przyjaciółka zaczęłyśmy pisać w zeszycie.
  Nareszcie koniec lekcji. Dwie matematyki pod rząd wykończyły mnie. Myślałam, ze usnę. Umówiłam się z Oksaną o 15 w kawiarni niedaleko szkoły. Pożegnałam się z przyjaciółka mocnym buziakiem w policzek i poszłam spokojnym krokiem w stronę domu. Otwierając drzwi usłyszałam krzyki mojego brata i trzaskanie szyb. Po chwili zastanowienia, stwierdziłam, ze gra. Zawsze się tak wczuwa.
-Jestem. Potem wychodzę. - krzyczę do niego, gdy ten odrywa wzrok od ekranu komputera i przenosi go na mnie.
-Gdzie? - pyta ochrypłym głosem.
-Z Oksana do kawiarni. - uśmiecham się, otwierając lodówkę. Skręca mnie w żołądku, gdy okazuje się ona być pusta. Wciąż nie przywykłam do opiekowania się SAMA tym wszystkim. Domem, bratem... Zerkam na zegarek i stwierdzam, ze dopiero 14.
-Idę po pizze mrożona. - mowie bratu i wychodzę z domu, kierując się w stronę małego spożywczaka, gdzie pracuje pani Melker. Jest ona mila kobieta i zawsze uśmiechnięta.
-Dzień dobry! - krzyczy kobieta zza lady. Pyta się, co potrzebuje, na co odpowiadam, ze tylko mrożona pizze. Biorę ja i wychodzę, żegnając się ze straszą kobieta.
Zbieram nasze naczynia i wkładam do zlewu. Jest dopiero 14:30.
-Dziękuję. - Kasper wstaje od stołu i siada przed telewizorem. Uśmiecham się do niego, na co zauważam jeden z jego fałszywych i krzywych uśmiechów. Wiem, ze cierpi z powodu braku rodziców, ja tez, ale nie wiem jak mam mu pomoc... To wszystko mnie przerosło, ponieważ teraz wszystko spoczywa na mojej głowie. Włącz ogrzewanie, posprzątaj, zapłać za dom, zrób zakupy. Kasper próbuje mi pomagać, ale to i tak za mało. Potrzebni mi rodzice. Nie okazuje swojego smutku przy bracie, bo on tez by się załamał. Czasem nie śpię po nocach, bo wylewam łzy za mama.
Wychodzę z domu, żegnając się z braciszkiem. Do kawiarni dochodzę w 10 minut, wiec jestem punktualnie o 15. Oksana siedzi przy stole pod oknem, nie zauważając mnie. Jest wpatrzona w ekran komórki. Pisze z kimś.
-Jestem. - przytulam brunetkę i siadam naprzeciwko jej.
-To świetnie. Zamówiłam Ci szarlotkę i Espresso. - przytakuje, po czym kelner podaje nasze zamówienia. Zatapiam łyżeczkę w cieście, wyglądając przez okno. Jest ślicznie. Świeci Słonce. Lubie wrześniowa pogodę w Irlandii.
-Wiec... Powiesz o co chodzi? - pytam, zniecierpliwiona jej cisza.
-Pamiętasz, co opowiadałam Ci o moim przyjacielu mieszkającym w Holmes Chapel? - pyta, na co przytakuje lekko. -Rozmawiałam z nim i... Jedziemy do Anglii! - piszczy dziewczyna na co ja obserwuje. Po chwili przeanalizowania, łapie o co chodzi. Jedziemy na praktyki do klinik weterynaryjnych. To nasze wspólne marzenia. Mieszkać w Anglii i tam być weterynarzami. Emocje sprawiają, ze podnoszę się z krzesła i chwytam Oksanę za dłonie. Obydwie skaczemy i piszczymy ze szczęścia. Po dłuższej chwili ponownie siadamy.
-Gdzie zamieszkamy? - pytam, oplatając dłońmi ciepły kubek z kawa.
-U Harrego. On ma ogromny dom. To prawie jak hotel. - uśmiecha się do mnie.
Wracam do domu owładnięta emocjami. Wchodzę do salonu, gdzie siedzi Kasper. Zrzucam torbę na podłogę, na co patrzy się na mnie. Opadam na kolana i zaczynam płakać ze szczęścia.
-Co się stało?! - panikuje chłopak.
-Jadę do Anglii. - mowie, a chłopak przez chwile to analizuje. Unosi jedna brew ku gorze, na co odpowiadam, skinieniem głową. Brat przytula mnie mocno.
-Ciesze się Twoim szczęściem. - po tych słowach, przypomniało mi się, ze nie mogę zabrać go ze sobą...
Mój brat śpi, a ja oglądam powtórki "Jak poznałem wasza matkę", zajadając ciastka, które kupiłam. Cały czas myślę o Kasprze. Gdzie on zamieszka? Z rozmyślań wyrywa mnie wibracja. Odbieram telefon, przykładając go do ucha.
-Masz czas? - pyta Oksana. Słyszę w tle muzykę, wiec stwierdzam, ze jest impreza.
-Mam. - odpowiadam i zanim coś powie, dodaje. -Zaraz będę.
Ubrałam się w skórzane obcisłe spodnie, podkreślające moja pupę, luźną koszule zapinana z kołnierzykiem bez rękawów i skórzaną kurtkę. Zastanawiałam się, jakie buty, ale wybrałam zwykle, czarne szpilki. Przejrzałam się ostatni raz w lustrze, zauważając, że jestem całkiem ładna. 
 Do domu przyjaciółki dotarłam po pięciu minutach. Mieszkamy niedaleko siebie. Od razu dało się usłyszeć głośną muzykę dobiegającą z jej willi. Wywracam oczami, przeciskając się przez spoconych i pijanych ludzi. Moje serce raduje się, gdy na kanapie zauważam Oksanę. Dosiadam się do niej, całując w policzek.
-Cieszę się, że jesteś. - mówi brunetka.
-Jestem tylko ze względu na Ciebie, dobrze wiesz o tym. - mówię, po czym kelner przynosi nam dwa drinki Sex On The Beach. Dziwię się, skąd ona go wytrzasnęła, ale po chwili gryzę się w język. Ona ma znajomości i pieniądze, żeby pozwalać sobie na coś takiego. Nim zdążyłam wypić swój napój, dosiadł się do nas chłopak, którego nigdy wcześniej nie widziałam. Czuję się niezręcznie, podczas gdy przyjaciółka ciągnie z nim długą rozmowę.
- A tak. Zapomniałam. Laura, to jest Luke. Syn znajomego mojej mamy. - zaczęłam zapominać, że Oksana ma mamę. Tak często jej nie ma. Podróżuje z różnymi kapelami jako tancerka. 
- Miło mi Cię poznać, Laura. - chłopak chwyta moją zimną dłonią, potrząsając nią lekko. Uśmiecham się do niego szeroko, po czym proszę o kolejnego drinka.
 Po trzech Sex on the beach nie mogę ustać na nogach. Wszyscy bujają się w rytm muzyki, a ja sama siedzę, jak osioł. Jednak postanawiam też trochę się poruszać. Chwiejnym krokiem idę przed siebie. Przeskakuję z nogi na nogę między spoconymi ciałami. W pewnym momencie czuję czyjeś dłonie w talii. Od razu zaczynam się śmiać, gdy napotkam śliczne oczy Luka.
- Co taka śliczna dziewczyna robi na parkiecie sama? - pyta, uśmiechając się do mnie szeroko.
- Jakoś nie mam towarzystwa. - wydymam wargę i wpatruję sięw jego powiększające się źrenice.
- To już masz. - odpowiada, obracając mnie tyłem do niego. Ocieraliśmy się o siebie w rytm muzyki, zanim sięgnęłam po kolejnego drinka. Siedziałam na kanapie, gdzie wcześniej widziałam Oksane. Nie mam pojęcia gdzie ona poszła. Na przeciwko siebie widzę obściskujących się ludzi, więc wybucham niekontrolowanym śmiechem. Wow, muszę być nieźle schlana... Obok mnie siada niedawno poznany chłopak.
- Zmęczona? - pyta zdyszanym głosem.
- Trochę... - wzruszam ramionami upijając łyk napoju. Alkohol rozgrzewa moje ciało od środka.
- Słyszałem, że wyjeżdżacie z Oksaną do Anglii. - mówi chłopak, na co przytakuję.
- Tak, to było nasze marzenie! - klaszczę w dłonie, śmiejąc się głośno. Postanawiam sprawdzić telefon. 11 nieodebranych połączeń i trzy nieodczytane wiadomości od Kaspra. Boże, Kasper! Przerażona wstaję, żegnając się z chłopakiem. Nie miałam zamiaru szukać przyjaciółki, bo i tak bym jej nie znalazła. Napiszę do niej jak dotrę do domu. Ziemia pode mną wiruje, gdy idę chodnikiem w stronę małego domku. W pewnym momencie potykam się o własne nogi na prostej drodze. Śmieje się z niczego. Jest ze mną gorzej niż myślałam. Otwieram drzwi od domu, co przychodzi mi z trudem, ponieważ nie mogę znaleźć w ciemności klamki. Zauważam, że światło w salonie się świeci. Na sofie siedzi Kasper. Podchodzę do niego, siadając obok. Widzę, że jest roztrzęsiony. Dawno mnie nie widział w takim stanie. Myślę. 
- Gdzie byłaś?! - krzyczy na mnie, unosząc swoje opuchnięte powieki.
- Na imprezie. - odpowiadam z dziwnym spokojem w głosie. Nie lubię, jak on na mnie krzyczy.
- Jesteś pijana. - bardziej brzmi jak stwierdzenie, niż pytanie.
- Nie... - mówię, czkając. Chłopak wzdycha głośno, po czym idzie do swojej sypialni. Zdejmuję szpilki, po czym kładę się na kanapie. Nie mam siły wracać do swojego pokoju. Zasypiam.

#Jeżeli przeczytałeś, zostaw komentarz#

4 komentarze: